Byłem ławnikiem w sądzie powiatowym w
wydziale spraw karnych. Wybrano mnie na kandydata w czasie wiejskiego zebrania niemal
przez aklamację. Ktoś tam krzyknął moje nazwisko i wszystkie ręce podniosły się
do góry, co mnie zdziwiło, bo wioskowy to ja jestem dopiero od emerytury. Urząd
powiatowy prześwietlił mnie na wszystkie sposoby, a tak się akurat złożyło, że
przez dziesięć lat wstecz nawet na mandat drogowy się nie załapałem. Mój
kontakt z wymiarem sprawiedliwości ograniczał się do znajomości pewnego
klawisza w więzieniu w Katowicach. Do doświadczeń w tej materii, bez wątpienia
zaliczyłbym kilka odwiedzin w tym więzieniu, na zaproszenie owego kumpla.
Ławnik to funkcja społeczna, tak zwany
niezawodowy członek w składzie orzekającym określany mianem czynnika społecznego.
Za każdy dzień należała mi się dieta i
zwrot kosztów przejazdu, w sumie to było osiemdziesiąt złotych... raz w
miesiącu, gdyż częściej mnie nie wzywano. Nie powiem, nawet to ciekawe było,
choć przy „grubszych” sprawach nachodziły mnie obawy, bo ci osądzani na
ugodowych nie wyglądali. Bardziej na rządnych zemsty. Gdybym miał talent, jakąś
książeczkę pod tytułem „Pitaval powiatowy” mógłbym napisać, na dodatek nie
brakowałoby w niej humoru. Ja wspominam o tym nie bez kozery. Właśnie przed
kilkoma dniami przed audytorium Senatu Najjaśniejszej odbyła się rekrutacja na
ławników Sądy Najwyższego. Przyznam szczerze, jak na spowiedzi, że żałuję, iż
nie miałem okazji tego oglądać „na żywo”, gdyż jak wynika z doniesień
medialnych, niezły kabaret to był.
Nie mogę się powstrzymać przed
powtórzeniem kilku „ciekawszy” wypowiedzi, choć pewnie część moich Czytelników
jest również czytelnikami portal Oko.Press.pl. Ja bez nazwisk, bo te są raczej
nieistotne.
„Zdobywałem doświadczenie i posługiwałem się logiką, dzięki temu mogę teraz podchodzić do spraw wielopłaszczyznowo”;
„Nigdy nie byłem w małżeństwie” – to odpowiedź na pytanie o stan cywilny;
„To pokłosie lat młodzieńczych. Rozważałem bycie prawnikiem, ale zostałem ekonomistą. (...) Jestem bezrobotny od 2012 roku i żyję z oszczędności”;
„Moje doświadczenie to tworzenie kółek PCK i LOP [w szkole – dopisek mój]. (...) Nigdy nie jest za dużo kontroli społecznej. Miałabym większe zaufanie do takiego sądu z ławnikami” – przecież w sądach zawsze byli ławnicy! Sąd Najwyższy nigdy nie orzekał w jednoosobowym składzie, minimum to trzech zawodowych sędziów;
„Coś jest w tym na rzeczy” – odpowiedź na pytanie, co myśli o sądownictwie. „Sprawiedliwość to wola oddania każdemu, co mu się należy”;
„Nie wiem czy nadaję się na ławnika, ale prawo można doczytać. Wiem co dobre, a co złe. Nauczyłam się tego od dzieci. Pracuję w grupie 3-latków i od nich się tego nauczyłam” (sic!);
„Poszukuję prawdy, lubię oceniać fakty. Ławnik pozwala tę pasję realizować i robi się to dla dobra publicznego”;
„Chcę zobaczyć jak to wygląda z drugiej strony, na sali rozpraw oraz by zdobyć większe doświadczenie” – okazało się, że nie spełnia wymogów formalnych, gdyż jest zatrudniona w NIK, w oświadczeniu napisała, że nie pracuje w takiej instytucji;
„Padło na mnie, nie wiem dlaczego, może to ma jakiś sens” – tłumaczył podpisane przez siebie zgłoszenie z fundacji w zarządzie której zasiada. Przyszedł w sandałach, choć mnie ciekawi, czy miał skarpetki?;
„Nie wiem. Mój adres jest znany każdemu policjantowi” – to odpowiedź na pytanie dlaczego poszukiwała go policja;
„Nie wiem, nie przygotowałem się” – to odpowiedź na pytanie, co sądzi o reformie sądownictwa.
„Zdobywałem doświadczenie i posługiwałem się logiką, dzięki temu mogę teraz podchodzić do spraw wielopłaszczyznowo”;
„Nigdy nie byłem w małżeństwie” – to odpowiedź na pytanie o stan cywilny;
„To pokłosie lat młodzieńczych. Rozważałem bycie prawnikiem, ale zostałem ekonomistą. (...) Jestem bezrobotny od 2012 roku i żyję z oszczędności”;
„Moje doświadczenie to tworzenie kółek PCK i LOP [w szkole – dopisek mój]. (...) Nigdy nie jest za dużo kontroli społecznej. Miałabym większe zaufanie do takiego sądu z ławnikami” – przecież w sądach zawsze byli ławnicy! Sąd Najwyższy nigdy nie orzekał w jednoosobowym składzie, minimum to trzech zawodowych sędziów;
„Coś jest w tym na rzeczy” – odpowiedź na pytanie, co myśli o sądownictwie. „Sprawiedliwość to wola oddania każdemu, co mu się należy”;
„Nie wiem czy nadaję się na ławnika, ale prawo można doczytać. Wiem co dobre, a co złe. Nauczyłam się tego od dzieci. Pracuję w grupie 3-latków i od nich się tego nauczyłam” (sic!);
„Poszukuję prawdy, lubię oceniać fakty. Ławnik pozwala tę pasję realizować i robi się to dla dobra publicznego”;
„Chcę zobaczyć jak to wygląda z drugiej strony, na sali rozpraw oraz by zdobyć większe doświadczenie” – okazało się, że nie spełnia wymogów formalnych, gdyż jest zatrudniona w NIK, w oświadczeniu napisała, że nie pracuje w takiej instytucji;
„Padło na mnie, nie wiem dlaczego, może to ma jakiś sens” – tłumaczył podpisane przez siebie zgłoszenie z fundacji w zarządzie której zasiada. Przyszedł w sandałach, choć mnie ciekawi, czy miał skarpetki?;
„Nie wiem. Mój adres jest znany każdemu policjantowi” – to odpowiedź na pytanie dlaczego poszukiwała go policja;
„Nie wiem, nie przygotowałem się” – to odpowiedź na pytanie, co sądzi o reformie sądownictwa.
To może nie jest takie ważne, ale mnie się wydaje, że
kandydaci na ławników Sądu Najwyższego powinni sobą reprezentować jakiś poziom.
Ja ich roli nie przeceniam, bo mam takie doświadczenie i wiem, że tam akurat
geniuszy prawnych nie potrzeba. W przerwie każdego procesu, sędzia pytał nas o
zdanie, wątpliwości wyjaśniał na miejscu mając świadomość, że prawnikami nie
jesteśmy. Fakt, mieliśmy prawo do zdania odrębnego, i to zostałoby ujęte w
protokole, ale przyznam, że to za mojej kadencji się nie zdarzyło. Półprywatnie
sędzia potrafi swoje decyzje wytłumaczyć językiem zrozumiałym nawet dla laika.
Gdy mu się zdarzała konieczność uzasadnienia wyroku, to oficjalny język
prawniczy czasami przypominał chińszczyznę. A jednak, moje wątpliwości potęguje fakt, że akurat ci kandydaci nie mają pojęcia jaka jest wykładnia konstytucyjnych
paragrafów oraz ustaw i innych aktów normatywnych. A przecież, oprócz nadzoru na sądami powszechnymi również do takiego
procedowania Sąd Najwyższy jest powołany. Ewidentnie mamy tu przerost formy nad
treścią, ale aż tak głęboko nie będę wnikał.
Przypisy:
Wypowiedzi kandydatów pochodzą w większości z: https://oko.press/zaciag-ludowy-do-sadu-najwyzszego-kandydatka-na-lawniczke-sprawiedliwosci-uczyla-sie-od-3-latkow-inna-kandyduje-bo-chce-wiedziec-co-mowic-swoim-uczniom/
Wypowiedzi kandydatów pochodzą w większości z: https://oko.press/zaciag-ludowy-do-sadu-najwyzszego-kandydatka-na-lawniczke-sprawiedliwosci-uczyla-sie-od-3-latkow-inna-kandyduje-bo-chce-wiedziec-co-mowic-swoim-uczniom/
popularnie potocznie to się nazywa "śpioch"...
OdpowiedzUsuńprzyznam, że nie za bardzo widzę sensu istnienia tych ławników w polskim systemie sądowniczym, który zresztą sam w sobie też jest z grubsza do dupy... ławnik może być pomocny w przypadku rozpatrywania drobnych spraw lokalnych, jako pomoc dla "sędziego pokoju", jak ma to miejsce w Stanach... ale w Polsce takie coś nie istnieje, więc to tylko jałowe teoretyzowanie... zaś ławnik na poziomie sądów apelacyjnych, czy sądu najwyższego to już jakaś kompletna porażka...
p.jzns :)...
W mojej opinii, ławnik to relikt przeszłości, szczególnie tej komunistycznej, choć istnieli w II RP (a może i wcześniej?) Z drugiej strony – jakaś kontrola społeczna sądów wydaje się konieczna, chociażby na szczeblach powiatowych I i II instancji.
Usuńtak, ja nie neguję potrzeby istnienia jakiegoś czynnika społecznego, który by patrzył sędziom na ręce, tylko niestety nie mam pomysłu, jak to można zrobić, by to miało konkretny sens, a nie było jedynie fasadą dla zmylenia oczu, że jest "jakaś" kontrola...
UsuńProblemów jest bez liku. Obecnie istnieje zakaz, aby ławnikami byli prawnicy pracujący zawodowo, ale nawet gdyby ten zakaz zniknął, jaki prawnik pójdzie za ławnika, gdy to jest kwestia diety i ewentualnie kosztów przejazdu? A warto by było aby taki ławnik miał jakieś pojęcie o prawie.
UsuńModel amerykański, z ławą przysięgłych to z kolei horrendalne koszty.
Moim zdaniem wystarczyłoby tych dwóch, ale w charakterze obserwatorów, którzy do wyroku dołączyliby swoją opinię, mogącą mieć znaczenie np. w czasie apelacji.
Ja oglądałam i powiem Ci, że gdyby nie chodziło o dużą stawkę, to może byłoby i śmieszne...
OdpowiedzUsuńMoja mama kiedyś załapała się na taką funkcję i powtarzała zawsze, że ludzkie pojęcie przechodzi, co ludzie robią ze swoim życiem...
Byłem tylko jedną kadencję ale w pełni podzielam opinię Twojej mamy. Ale zdarzały się i dziwne sprawy, gdzie naprawdę było rozstrzygnąć, po której stronie leży wina.
Usuń„Padło na mnie, nie wiem dlaczego, może to ma jakiś sens”
OdpowiedzUsuńTo ma sens ;)
Ja go ciągle poszukuję :D
UsuńOdnoszę raczej wrażenie że ŁAWNIK to to sobą incognito społeczenik która swoją nieskalaną postawą pozwala orzekającej instytucji oprzeć się na nieco innym spojrzeniu
OdpowiedzUsuńPrzyznaję Ci rację z całą pewnością ŁAWNIK winien być osobą inteligentną i wykształconą
Aby własną opinią nie skrzywdzić oskarżonego
Pozdrawiam
Wszystko się zgadza poza małym „ale”. Wymiar sprawiedliwości ma się opierać na prawie. Ławnik właściwie ma zapobiec przekrętom i do tego trzeba faktycznie inteligentnych ludzi.
UsuńSorry, gubię się w Twoim blogowaniu. Jakiś blog się nie otwiera, i nie wiem, który jest ważniejszy. Chyba już za stary jestem by to połapać ;(
UsuńPiszesz, że "ławnik powinien reprezentować JAKIŚ POZIOM", więc reprezentuje taki jaki od niego rządzący wymagają. Przecież biega o to, żeby ławnik wiedział komu zawdzięcza bycie nim i się odwdzięczał za łaskę mianowania.
OdpowiedzUsuń